lady Rothley z biedy nie było stać na pokojówkę z
prawdziwego zdarzenia. Na pewno zakłócono by nawet spokój duszy jej ojca, zarzucając mu, że nie był w stanie odpowiednio zabezpieczyć finansowo żony i córki. Wszystko to przypominałoby lawinę. Jeden mały kamyk porusza następny, potem jeszcze jeden, aż w końcu pół górskiego zbocza stacza się, niszcząc wszystko po drodze. Raz uruchomiona, lawina ta na zawsze zrujnowałaby pozycję jej macochy w świecie towarzyskim, w którym zawsze gorąco pragnęła żyć. Czekałaby ją izolacja od otoczenia, a to oznaczało dla niej śmierć za życia. Muszę ją ratować, myślała gorączkowo Tempera, ale nie mam pojęcia, jak to zrobić. Lady Rothley podniosła się z taboretu przed toaletką i zaczęła zdejmować suknię. — Jeśli mam jeszcze czas, to może sobie chwilkę odpocznę — powiedziała. — Zapowiada się długi wieczór. — Jak to? Dokąd się wybieracie? — spytała Tempera. — Jemy dziś kolację w Monte Carlo z wielkim księciem Rosji, Borysem. Urządza ogromne przyjęcie w Hotel de Paris. Przypuszczam, że przed pójściem do kasyna będą jeszcze tańce. — W takim razie lepiej włóż białą suknię — powiedziała Tempera automatycznie. Myślami była teraz zupełnie gdzie indziej. Umysł jej pracował ciężko niby w kieracie. Rozważała trudną sytuację, na próżno próbując znaleźć sposób uwolnienia się od jej jarzma. 126 — Tak, biała będzie bardzo efektowna — zgodziła się lady Rothley i ziewając rozciągnęła się wygodnie na łóżku. — Chcę zasnąć, Tempero, a kiedy się obudzę, niech sprawy toczą się same. Nie mam ochoty debatować ani z tobą, ani sama ze sobą nad tym, co jest dobre, a co nie. — Masz rację, zdrzemnij się, belle-mère — szepnęła Tempera czule. — Nie powiem już ani słówka. Po prostu bądź piękna i szczęśliwa. Lady Rothley położyła się w pościeli; a Tempera zaciągając zasłony zastanawiała się, ják długo to szczęście potrwa. Tempera szła korytarzem do swojej sypialni. W zamku było bardzo cicho, goście wypoczywali w swoich pokojach. Tempera zapragnęła zejść na dół, jeszcze raz spojrzeć na „Madonnę w kościele” i upewnić się ostatecznie, że się nie myli. Niestety, na pewno kogoś by tam spotkała, a stanowczo wolała tego uniknąć. Dziś rano, kiedy trzymała obraz w dłoniach, była absolutnie przekonana, że jest fałszywy. Nie miała tak wielkiego doświadczenia jak ojciec ani też takiego jak on daru dostrzegania tego, czego nie widzą inni, ale była pewna, że w tym wypadku nikt nie zarzuci jej pomyłki. Może byłoby lepiej, gdybym powiedziała księciu prawdę, zanim sam ją odkryje, pomyślała. Nagle doznała olśnienia. Wiedziała już, co powinna