Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/kwiaciarnia.tarnobrzeg.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra8/ftp/kwiaciarnia.tarnobrzeg.pl/paka.php on line 5
Uwierz mi, nie chciałabyś, żeby Bledsoe zbliżał się do ekspresu.

Uwierz mi, nie chciałabyś, żeby Bledsoe zbliżał się do ekspresu.

  • Borzywoj

Uwierz mi, nie chciałabyś, żeby Bledsoe zbliżał się do ekspresu.

22 May 2022 by Borzywoj

– Ej! Nie było aż tak źle! Sweet zmiażdżyła go wzrokiem. – Nie, było jeszcze gorzej. Masz krzyżówkę? – Przeglądała gazetę od niechcenia. – Gdzieś jest. – Bledsoe wzruszył ramionami i znów spojrzał na Hayesa. – Może ekshumacja wcale nie jest takim złym pomysłem. Otworzymy trumnę, weźmiemy próbkę DNAi stwierdzimy, że w środku rzeczywiście jest jego stara. A wtedy Bentz zniknie tam, skąd przylazł. – Jeśli to naprawdę ona – zaznaczył Hayes. – Tylko nie mów, że mu wierzysz – żachnął się Bledsoe z obrzydzeniem. – Że to ona. Jak powiedziałem, sam ją zidentyfikował. Osobiście. – Odsunął krzesło z taką siłą, że nogi zazgrzytały na podłodze. – Zły glina to zły glina, mówię wam. – Oj. – Sweet znalazła upragnioną stronę i sprzątnęła gazetę Bledsoe sprzed nosa. – Nie chciałam go zirytować – rzuciła w przestrzeń. Bledsoe skrzywił się, wyraźnie rozczarowany, że nikt nie bawi się w jego ulubioną zabawę – wszystkie nieszczęścia tego świata to wina Ricka Bentza. – Nie przejmuj się. – Martinez wzięła pusty dzbanek i nalała do niego wody. – Zawsze ma zły humor. – A ty zawsze jesteś wredna. Martinez zdusiła uśmiech, zadowolona, że go zdenerwowała. – Nie chciałabym sprawić zawodu – zawołała. – Zabieram się stąd, mam mnóstwo roboty. – Starszy detektyw wstał i wyszedł. – Szczęśliwej drogi – szepnęła Sweet, posłała znaczące spojrzenie Martinez, która odpowiedziała jeszcze szerszym uśmiechem. Hayes masował sobie kark. Było już późno. Wszyscy w wydziale zabójstw pracowali po godzinach. Nerwy detektywów były napięte jak postronki, byli na skraju wybuchu. Bo prawda jest taka, że sprawa sióstr Springer utknęła w martwym punkcie. Owszem, nie minęło dużo czasu od popełnienia zbrodni, ale nie mieli nawet jednego porządnego tropu. Nikt nie widział ani nie słyszał niczego podejrzanego, nikt nie wyczuł nic złego. Przesłuchania krewnych, przyjaciół i sąsiadów przyniosły zero podejrzanych. Nie mieli nic, zupełnie nic. Prasa naciskała na rzecznika policji, nie wspominając już o tym, że dziennikarze wywlekli również historię sióstr Caldwell. Zamieszanie wokół morderstwa bliźniaczek Springer nie zmieniało faktu, że to tylko wierzchołek góry lodowej – w wydziale piętrzyły się setki nierozwiązanych spraw, starszych i nowszych. Nie dalej jak wczoraj doszło do tragicznie zakończonej awantury domowej – Hayes był wtedy w Santa Monica i ratował tyłek Bentza. I namawiał go, żeby wrócił do domu. W tej akurat sprawie głównym podejrzanym był mąż, a ofiarą jego żona. Dalej, w kostnicy mieli też dziewiętnastolatka, który nad ranem dostał pięć kulek w klatkę piersiową. A wszystko to dopiero początek. Pracy przybywało z każdą minutą. Hayes wrócił do swego biurka, spojrzał na zegarek i jęknął w duszy. Nie wyjdzie dzisiaj wcześnie, prawdopodobnie będzie musiał odwołać randkę z Corrine. Zrozumie, oczywiście, co nie znaczy, że nie będzie trochę wkurzona. Usiadł za biurkiem i przeglądał na monitorze zdjęcia sióstr Springer, szukając w nich czegoś nowego. Zerkał na zeznania najbliższych im osób, w tym ostatnich, którzy widzieli je żywe. W przypadku Elaine była to jej współlokatorka, Trisha Laramont – widziała, jak Elaine, Laney, jak ją nazywała, biegnie przez trawnik po ostatnich wspólnych zajęciach. Trisha domyślała się, że poszła prosto do domu i nie mieli powodów, by w to nie wierzyć. Przejrzał zeznania Cody’ego Wyatta, który, jeśli wierzyć zeznaniom Trishi, był najnowszym kandydatem na chłopaka Laney. Ale Wyatt nie widział jej od rana dzień przed jej porwaniem – poszli wtedy na kawę w studenckiej kafejce. Felicia Katz, która znalazła ciała, była czysta, znalazła się w tym miejscu w niewłaściwym czasie – miała pecha, że jej schowek znajdował się obok feralnej ósemki. Phillip Ames wyszedł z psem na spacer niedaleko mieszkania Lucille. Twierdzi, że

Posted in: Bez kategorii Tagged: zyczenia na wesele dla mlodej pary, jaki jest adres do świętego mikołaja, kolory do zielonych oczu,

Najczęściej czytane:

ramiona Milli mogły ją zdradzić, więc okryła się ciemnym kocem. W

nocy robiło się naprawdę zimno, czuła się z kocem na ramionach całkiem nieźle. Nie biegli ani nie przemykali się od drzwi do drzwi. To mogłoby ... [Read more...]

‚a pasem. PoczuÅ‚a potworny ból. - Tatusiu, nie! - SzlochaÅ‚a i bÅ‚agaÅ‚a, ale nie chciaÅ‚ jej puÅ›cić. - Nareszcie oberwiesz! PodniósÅ‚ prawÄ… rÄ™kÄ™, ale zamarÅ‚a w powietrzu, bo otworzyÅ‚y siÄ™ szklane drzwi. Jego dÅ‚oÅ„ gÅ‚ucho uderzyÅ‚a o Å›cianÄ™. Do domu wpadÅ‚a Lily z wiadrem fasoli z ogrodu w jednej rÄ™ce i nożem rzeźniczym w drugiej. ByÅ‚a wÅ›ciekÅ‚a. Ciemne oczy bÅ‚yszczaÅ‚y ze zÅ‚oÅ›ci. - Puść jÄ…. - Lily ledwie poruszyÅ‚a wargami. Nozdrza drżaÅ‚y jej od tÅ‚umionej furii. Isaac prychnÄ…Å‚. - Nie bÄ™dziesz mi grozić, Indianko. - Puść jÄ…. - Lily zacisnęła usta. WpatrywaÅ‚a siÄ™ w niego z takÄ… nienawiÅ›ciÄ…, że Sunny byÅ‚a przerażona zachowaniem obojga rodziców, chociaż to ojciec caÅ‚y czas trzymaÅ‚ jÄ… tak mocno, że ledwie mogÅ‚a oddychać. - Ona mnie nie sÅ‚ucha. UczÄ™ jÄ… posÅ‚uszeÅ„stwa. - A ja ciÄ™ tak nauczÄ™, że już nigdy nie zrobisz jej krzywdy. RozeÅ›miaÅ‚ siÄ™, ale nieco rozluźniÅ‚ uÅ›cisk. Sunny odwróciÅ‚a siÄ™. MogÅ‚a swobodnie poruszać nogami. Wywinęła siÄ™ ojcu z rÄ…k, ale poÅ›lizgnęła siÄ™ i upadÅ‚a twarzÄ… na lepkÄ… podÅ‚ogÄ™. Isaac wyÅ‚adowaÅ‚ zÅ‚ość na żonie. - ZapÅ‚acisz mi za to, Indianko. - To, jak mnie traktujesz nie ma nic wspólnego z niÄ…. - Wiadro wyÅ›lizgnęło siÄ™ Lily z rÄ…k. DÅ‚uga błękitna fasola rozsypaÅ‚a siÄ™ po brudnej podÅ‚odze. Ciemne palce matki Å›ciskaÅ‚y nóż. - ZabijÄ™ ciÄ™. - Usta ojca wykrzywiÅ‚y siÄ™ w zÅ‚owieszczym uÅ›miechu. - I co ona wtedy zrobi, co? - WskazaÅ‚ kciukiem na córkÄ™. - BÄ™dzie musiaÅ‚a zająć siÄ™ tym, co ty, prawda? Odwalać brudnÄ… robotÄ™. Ja siÄ™ ożeniÄ™ z miłą białą kobietÄ…. MÅ‚odÄ…, która bÄ™dzie robić to, co jej każę i urodzi mi synów, a twój dzieciak bÄ™dzie naszym maÅ‚ym niewolnikiem. Lily chwyciÅ‚a nóż obiema rÄ™kami, zaciskajÄ…c dÅ‚ugie palce na koÅ›cianej rÄ™kojeÅ›ci. PatrzyÅ‚a na niego zimnym wzrokiem. Zaczęła powtarzać indiaÅ„skie sÅ‚owa, których Sunny nie rozumiaÅ‚a. Z twarzy Isaaka zniknÄ…Å‚ gÅ‚upkowaty uÅ›miech. CofnÄ…Å‚ siÄ™ o krok i upuÅ›ciÅ‚ pasek. SprzÄ…czka uderzyÅ‚a o podÅ‚ogÄ™. Dziwna litania trwaÅ‚a. Sunny wyciÄ…gnęła rÄ™kÄ™ i podniosÅ‚a wstrÄ™tny stary pasek. - Nie rzucaj na mnie swoich indiaÅ„skich przekleÅ„stw - wymamrotaÅ‚ Isaac, odsuwajÄ…c siÄ™ od żony. PotknÄ…Å‚ siÄ™ o krzesÅ‚o. SÅ‚owa pÅ‚ynęły dalej. ByÅ‚y ciche i Å‚agodne. ToczyÅ‚y siÄ™ jak gÅ‚az ze wzgórza. - Na miÅ‚ość boskÄ…! Kobieto, co ty mi robisz? Isaakiem szarpnęło do tyÅ‚u, jakby pchnęła go niewidzialna siÅ‚a. ZachwiaÅ‚ siÄ™ na nogach. JÄ™knÄ…Å‚ przeraźliwie i zÅ‚apaÅ‚ siÄ™ za klatkÄ™ piersiowÄ…. - O Boże - wyszeptaÅ‚. - SÅ‚odki Jezu, ona zwariowaÅ‚a. Ratuj mnie. - Kolana ugięły siÄ™ pod nim i upadÅ‚ na zalanÄ… mlekiem podÅ‚ogÄ™. MiaÅ‚ sinÄ… twarz. TrzymaÅ‚ siÄ™ za serce. - ZadzwoÅ„ po pogotowie! - wystÄ™kaÅ‚, ale Lily, nie przerywajÄ…c litanii, cofnęła siÄ™ o krok. Bosymi stopami rozdeptaÅ‚a fasolÄ™. TrzymaÅ‚a w górze nóż i zawodziÅ‚a rytmicznie. - Sunny, pomóż mi! - krzyknÄ…Å‚ Isaac. - Cholera, pomóż mi! Nie mogÅ‚a tak stać i patrzeć jak ojciec umiera. PodbiegÅ‚a do telefonu i wykrÄ™ciÅ‚a numer. - Mój tatuÅ› umiera - krzyknęła do sÅ‚uchawki. - ProszÄ™! Pomóżcie nam! - szlochaÅ‚a tak, że ledwie można byÅ‚o jÄ… zrozumieć. - Mój tatuÅ› umiera! Lily nie zrobiÅ‚a nic, żeby jÄ… powstrzymać, ale też nie pomogÅ‚a jej. PrzyglÄ…daÅ‚a siÄ™ walczÄ…cemu o życie mężowi. - PrzeklęłaÅ› mnie! Gdy przyjechaÅ‚a czerwona karetka na sygnale z ochotnikami ze straży pożarnej, Isaac już nie żyÅ‚. Reanimacja nic nie pomogÅ‚a. - MiaÅ‚ sÅ‚abe serce - powiedziaÅ‚a spokojnie Lily, nawet nie udajÄ…c żalu. Mocno przytulaÅ‚a Sunny. - Ale dzisiaj bardzo siÄ™ zdenerwowaÅ‚. StraciÅ‚ krowÄ™ i cielaka. WróciÅ‚ do domu i wÅ›ciekÅ‚ siÄ™ na Sunny, bo rozlaÅ‚a mleko. ByÅ‚am w ogrodzie i zbieraÅ‚am fasolÄ™, kiedy dostaÅ‚ ataku. ZadzwoniÅ‚yÅ›my natychmiast po pogotowie. Nie daÅ‚o siÄ™ go uratować. - Tak byÅ‚o? - spytaÅ‚ Sunny wysoki, szczupÅ‚y mężczyzna, który paliÅ‚ papierosa. ZapÅ‚akana dziewczynka pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…, choć wiedziaÅ‚a, że to kÅ‚amstwo. MyÅ›laÅ‚a, że za karÄ™ padnie trupem albo Bóg uczyni jÄ… niemowÄ…. SkÅ‚amaÅ‚a, bo inaczej matka poszÅ‚aby do wiÄ™zienia, a ona zostaÅ‚aby sama. Lily nie zmieniÅ‚a swojej wersji. Trzy dni później Isaac Roshak zostaÅ‚ pochowany w grobowcu rodzinnym. Sunny nigdy nie zapomniaÅ‚a, JakÄ… moc miaÅ‚a jej matka. Od tego czasu z szacunkiem traktowaÅ‚a fiolki z proszkiem w szafce matki, swoje wizje i indiaÅ„sko-cygaÅ„skie pochodzenie. Nie miaÅ‚a wÄ…tpliwoÅ›ci, że to matka zabiÅ‚a ojca. Tak, jakby wbiÅ‚a magiczny nóż w jego serce. ...

Teraz, czterdzieści lat później, Sunny stała w dusznym baraku, w który można było oddychać jedynie dzięki małemu wiatrakowi. Patrzyła przez okno, jak rozgrzane powietrze drży na tle jodeł. Serce Sunny zaczęto bić 18 mocniej, w skroniach poczuła szum, a po chwili dudnienie. Przytrzymała się oparcia krzesła, żeby nie upaść. Miała wizję, której nie była w stanie zrozumieć przy Belvie. Nie chodziło o córkę Belvy ani o tegoroczne zbiory. Widziała swoich synów. Stali na występie stromej granitowej skały, nadzy jak w dniu narodzin. Ich skóra lśniła w słońcu. Ścieżka była za wąska, żeby po niej chodzić, jednak oni szli. Bardzo powoli próbowali wspiąć się wyżej i pokonać skaliste zbocze. Mieli zakrwawione ręce i stopy, byli spoceni, ale posuwali się do góry. Przystawali i podawali sobie ręce, pomagając sobie nawzajem. O wiele niżej, w dolinie, zobaczyła siebie. Na próżno do nich wołała, żeby zeszli w bezpieczne miejsce. Nie zwracali na nią uwagi. Zmierzali ku niechybnemu końcowi. Ziemia zatrzęsła się i krawędź się rozstąpiła. Sunny z przerażeniem zobaczyła w zwolnionym tempie, że jej synowie z krzykiem spadają, a ich ręce i nogi zanurzają się w gorących płomieniach. - Nie! - usłyszała swój własny głos. Zamrugała oczami i wizja zniknęła. Rozwiała się w dusznym powietrzu baraku. Sunny poczuła mdłości. Opadła na krzesło. Nie mogła się pozbierać po tym, co zobaczyła. Ta przerażająca wizja nawiedziła ją nie po raz pierwszy. Obraz zaczął się pojawiać dwa tygodnie temu. Wkradał się do jej snów i włamywał do podświadomości. Na ścianie przy lodówce wisiał stary kalendarz, który dostała w warsztacie Ala. Sprawdziła umówione i odwołane wizyty. Jej palec zatrzymał się na czwartym. Tego dnia miała pierwszą wizję. Tego dnia Brig dostał pracę u Buchanana. 3 Co ty tu robisz? Słysząc głos Briga, Cassidy mało nie upuściła szczotki, którą czesała zmierzwioną grzywę Remmingtona. Źrebak prychnął, przewrócił oczami i zarzucił łbem. - A jak myślisz? - Czuła, że jej policzki zalewa rumieniec. Obejrzała się przez ramię i spojrzała w oczy, które w półmroku stajni niemal płonęły. - Męczysz konia. - Przecież trzeba go wyczesać - odpowiedziała zgryźliwie i skrzywiła się, bo dotarło do niej, że mówi jak rozpuszczona bogata dziewczynka. - Ja, uch, myślałam, że tak będzie dobrze. - A ja myślałem, że nie chcesz mieć kucyka na pokaz. - Bo nie chcę. - A czy sądzisz, że jemu zależy na tym, żeby mieć wyczesany ogon i grzywę? - Prychnął i potrząsnął głową. - Do diabła, jego obchodzi jedynie to, żeby zrzucić cię z siodła, żeby wyrwać mi się z ręki i wejść na klacze stojące na południowym wybiegu. Powinnaś zobaczyć, jak się popisuje przed damami. - Uśmiechnął się szyderczo i cynicznie. Jego niski głos miał bardzo zmysłowy timbre. - Zachowuje się jak Jed Baker i Bobby Alonzo, gdy w pobliżu pojawia się twoja siostra. - Brig z miną znawcy wspiął się po metalowych szczeblach drabiny na poddasze z sianem. Po kilku sekundach snopy siana zaczęły spadać na betonową podłogę. Cassidy nie chciała, żeby jej przypominał o przyrodniej siostrze. Od prawie dwóch tygodni miała w pamięci rozmowę Angie i Felicity przy basenie i obserwowała, jak Angie wprowadzała w życie swój plan. Była zła, że siostra kręci się przy stajniach, od kiedy pracuje tam Brig, że rozmawia z nim i uśmiecha się do niego. Angie żartowała i usiłowała go oczarować. Cassidy chciała wierzyć, że Brig jest po prostu miły dla córki szefa, ale sądziła, że to jest coś więcej. Reagował na zaloty Angie jak wszyscy mężczyźni w Prosperity. Niedługo się dogadają!... Cassidy oczami wyobraźni widziała dwa lśniące od potu ciała. Gorycz wezbrała w jej sercu. Brig nie zawracał sobie głowy drabiną i zeskoczył z poddasza. Miękko wylądował na nogach. - A co z tobą? - spytała. Brig wyciągnął scyzoryk, pochylił się i przeciął sznurek, którym związane były snopki. - Jak to: co ze mną? - Też się popisujesz przed Angie. Prychnął, podszedł do następnego snopa i przeciął sznurek. Siano się rozsypało. W górę wzbił się tuman kurzu. - Ja się przed nikim nie popisuję, Cass. Tyle powinnaś już wiedzieć. Zabolało ją, że zwrócił się do niej zdrobniale. Jakby była robotnicą. Albo dzieckiem. - Popisujesz się. Jak każdy facet. - Ja nie jestem jak każdy facet. - Prychnął, usiadł okrakiem na balu i patrzył na nią. Ich oczy spotkały się. Wpatrywał się w nią uporczywie. Kąciki ust opadły jej. Na twarzy Briga leniwie pojawił się nieznośny uśmiech. - Myślisz, że jestem napalony na twoją siostrę? - Nie powiedziałam... - Ale to miałaś na myśli - mruknął zdegustowany i zamknął scyzoryk. - Kobiety... - mruknął pod nosem. Zdjął ze ściany widły i zaczął wrzucać siano do boksów. ... [Read more...]

W każdym razie nigdy nie miał wyrzutów sumienia. Pedofil, brutalny

gwałciciel, morderca - ci ludzie nie zasługiwali na to, by żyć. W an43 ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 NastÄ™pne »

Copyright © 2020 kwiaciarnia.tarnobrzeg.pl

WordPress Theme by ThemeTaste