- A dlaczegóż to?
- Nie twój interes. - Przypominała sobie, że ten mężczyzna jest tylko wynajętym przez jej ojca robotnikiem, nikim więcej. Ale pamięć podsuwała fragmenty rozmowy, którą podsłuchała wcześniej w budynku na ranczu. W głębi duszy trzęsła się jak galareta. Nigdy w życiu nie była tak przerażona. - Czy to ma jakiś związek z samochodem, który ukryłaś dalej? - Kiwnął głową w kierunku głównej drogi. Serce w niej zamierało, kiedy widziała, jak McCallum uważnie się jej przygląda, gapi na jej mokre włosy, prawie przezroczystą bluzkę, krótkie, przemoczone szorty. Gdzieś za nim warknął pies. - Tak, widziałem go, kiedy wracałem z miasta, wiesz, ten chrom znakomicie odbija światła reflektorów. - Uniósł brwi, jakby oczekiwał, że ona kiwnie potakująco głową. - Zatrzymałem się, zobaczyłem, że w taką burzę dalej nie pojedzie, i domyśliłem się, że wcześniej czy później gdzieś się tu pokażesz. Ta uwaga ją dobiła. On na nią czekał. Śledził ją. Prawdopodobnie śmiał się w kułak. 76 Podrapał się po nieogolonym podbródku. - No, to co tam knujesz? Nie, nie mów mi. Pozwól, że zgadnę. Poszłaś się kurwić z moim starym kumplem, zastępcą szeryfa, Nevadą Smithem. - Jestem tutaj tylko po to, żeby pożyczyć wóz - skłamała, starając się mówić pewnym głosem. - Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. Czerwona, nieogolona twarz McCalluma się ożywiła. - Nie, sądzę, że nie musisz. - Wydawało się, że zastanawia się nad tym, co przed chwilą usłyszał, i Shelby w swojej naiwności poczuła iskierkę nadziei. - Słuchaj no, wiem, że masz przerąbane, bo nie dość, że siadł ci samochód, to jeszcze kombinujesz za plecami ojca i w ogóle, ale chętnie ci pomogę wydostać się z tego syfu, i nawet nikomu o tym nie powiem, jeśli chcesz. Nie wierzyła mu. Nigdy by mu nie zaufała. Zerkała z niepokojem na pistolet ze srebrną lufą, który McCallum wciąż ściskał w ręce. - Naprawdę. - Schylił się i wsunął do kabiny. - Nie potrzebuję twojej pomocy. - Ależ potrzebujesz, złotko - powiedział i zaczął wodzić swoim grubym paluchem po jej twarzy. - Wynoś się! - Tego nie mogę zrobić. - Mówię poważnie, McCallum. - Ach tak? I co zrobisz? - Przysunął się do niej, a ona szybko uciekła na drugi koniec i wyciągnęła rękę do klamki. Za późno. Złapał ją za szyję swoją wielką łapą i przyciągnął do siebie. O Boże, strasznie mu cuchnęło z gęby. Otworzył usta i pocałował ją. Shelby omal nie zwymiotowała. - Zostaw mnie w spokoju. - O nie, cukiereczku. Nie zrobię tego. Nie teraz. Strach zmroził jej krew. McCallum znowu ją pocałował. Odłożył pistolet na półkę. Shelby odczołgała się do tyłu, żeby się na niego zamierzyć, lecz on uderzy ją po ręce i zaśmiał się złośliwie, jakby jej nieudolne próby go bawiły. Uderzyła go mocno, dłonią w policzek. - Wynoś się, Ross, bo przysięgam... - Nic nie zrobisz, tylko dasz mi to, co dałaś temu skundlonemu gnojowi - warknął i rzucił się na nią. Walczyła z nim, krzyczała i drapała go po twarzy, lecz on tylko szczerzył zęby w uśmiechu i spychał ją na fotel. Łup! Wyrżnęła tyłem głowy w okno od strony pasażera. Poczuła przejmujący ból. Zobaczyła jasne światła, a potem świat zaczął ciemnieć przed jej oczami. Omal nie zemdlała, gdy tymczasem on próbował ją pocałować. Machała bezładnie rękami, aż udało jej się zadrapać go w policzek. - Kurczę! Wiedziałem, że będziesz jak wściekła kotka - sapnął. Przygwoździł ją do siedzenia i przytrzymywał jedną ręką oba jej nadgarstki nad jej głową. - Dla mnie może być. Lubię, jak kobieta trochę się opiera. Shelby odrzuciła głowę do tyłu i splunęła. Ku jej osłupieniu, zlizał jej ślinę i cmoknął. Wyciągnął rękę i zaczął brutalnie obmacywać jej piersi. Przepełniona obrzydzeniem, próbowała zepchnąć go z siebie. Poczuła, jak twardy jest jego członek. Usłyszała przerażający dźwięk odpinanej klamry paska i rozporka dżinsów. O Boże, zamierzał ją zgwałcić. 77 A ona nic nie mogła zrobić. Dosłownie nic. - Nie! - krzyknęła, zła, że słyszy błagalny ton w swoim głosie. - Nie rób tego. Proszę. Ross, och, nie! - Wiła się