Delacroix... a mo¿e Marli Cahill? Czy przy identyfikacji zwłok
popełniono bład? Czy mo¿liwe, ¿eby policjanci, którzy pracowali na miejscu wypadku, a¿ tak sie pomylili? Przecie¿ ta kobieta miała przy sobie dokumenty. Ponadto jej były ma¿ rozpoznał zwłoki. No i Marla Cahill, która w chwili wypadku miała na rece szpitalna bransoletke. A teraz, choc sama cierpi na amnezje, jej ma¿ albo tesciowa zorientowaliby sie, ¿e jest kims innym. Chocby po sposobie poruszania sie i mówienia... chyba ¿e wszyscy biora w tym udział. Spisek. Jezu, zaczyna myslec jak Oliver Stone. Paterno prychnał wzgardliwie. Dosc spekulacji. Trzeba sie zajac faktami. Zacznie od grupy krwi. Mały James zaczał płakac i Marla, która znowu zaspała, zerwała sie na równe nogi. Wbiegła do pokoju dziecinnego, wzieła go na rece i przytuliła. - Ju¿ dobrze - powiedziała odruchowo, kołyszac go przez chwile. Potem zaczeła go przewijac. Rozpieła pi¿amke, wciagneła w nozdrza delikatny, słodki zapach niemowlecia. Małe nó¿ki zawziecie kopały powietrze. James utkwił w niej spojrzenie swoich błekitnych oczu i Marla poczuła, jak wszystko w niej topnieje. - Jestes małym, słodkim diabełkiem i wiesz o tym, prawda? - Niemowlak zamachał piastkami i 161 usmiechnał sie szeroko. - Och, tak, złamiesz niejedno niewiescie serce. - Skonczyła go przewijac, kiedy do pokoju weszła Fiona z butelka. - Ja to zrobie - powiedziała Marla. Niania wzieła sie za porzadki, a Marla usiadła w bujanym fotelu i cicho nucac, zaczeła karmic Jamesa. Mały ssał chciwie, przerywajac tylko, by na nia spojrzec. - Wiem, wiem, patrzysz na mnie i masz nadzieje, ¿e zostałes adoptowany, co? - Mrugneła do niego. Kiedy skonczył, odstawiła prawie pusta butelke na stolik, podniosła małego i uło¿yła go sobie na piersi, czekajac, a¿ mu sie odbije. - Dobry dzieciak, mówie pani - powiedziała Fiona, wieszajac kocyk w nogach łó¿eczka. - Byłam ju¿ z ró¿nymi, ale ¿adne nie było takie grzeczne jak mały James. - Zawahała sie. - Cissy musiała byc trudna, co? Niestety, nie pamietam, pomyslała Marla. - Uparta dziewczyna - ciagneła Fiona. - Wpakuje sie w kłopoty. - Wzieła butelke i zmarszczyła brwi, jakby nagle zdała sobie sprawe, ¿e posuneła sie za daleko. - To nie moja sprawa, oczywiscie. No, zabiore teraz małego na dół do kojca. Marla nie zaoponowała. Teraz czuła sie ju¿ lepiej, była silniejsza i miała wra¿enie, ¿e wróciła jej jasnosc myslenia. Wiedziała, ¿e miedzy nia a dzieckiem powstanie w koncu prawdziwa wiez, ale obecnie powinna przede wszystkim zadbac o stosunki z córka, która ciagle patrzyła na nia, jak na przybysza z kosmosu. Marla wzieła prysznic, przebrała sie i postanowiła jeszcze raz zajrzec do komputera. Okazało sie to jednak niemo¿liwe. Drzwi do pokoju Aleksa były zamkniete na klucz. Tak jak ostatnim razem, próbowała je otworzyc. Czy Alex chce w ten