wolno, zrobiło zaledwie kilka kroków, kontury zaś były już zanadto wyraziste.
Dalsze wydarzenia potwierdziły, że trąba powietrzna i nasycenie atmosfery ozonem żadnego związku ze sprawą nie mają. Zatraciwszy człowieka, Wasilisk jakby z łańcucha się zerwał i przestał trzymać się granic Mierzei Postnej. Następnej nocy objawił się bratu Kleopie, przewoźnikowi, który jedyny ze wszystkich mieszkańców Araratu ma prawo odwiedzać Pustelnię Wasiliskową: raz dziennie odwozi on pustelnikom wszystko, czego im potrzeba, i zabiera gotowe różańce. Nocą, kiedy Kleopa człapał do klasztoru, wracając od przyjaciela, Wasilisk stanął przed nim tuż koło przyklasztornego cmentarza. Potężnie szturchnął przewoźnika w pierś, tak że ten gruchnął na ziemię, i piorunowym głosem zakazał mu pływać na Wyspę Rubieżną, jako że „miejsce to przeklęte jest”. Sensacyjny charakter wydarzenia osłabiała nieco powszechnie znana niepowściągliwość brata Kleopy w spożywaniu napojów wyskokowych – wracał on tej nocy do celi pijaniusieńki. Nawet sam naoczny świadek nie mógł przysiąc, że święty mu się nie przywidział. Niemniej słuch rozszedł się od razu po całym Kanaanie. A jeszcze dwie noce później nastąpiło wydarzenie tym razem już niewątpliwe, które doprowadziło do bardzo ciężkich, tragicznych nawet skutków. Brata Kleopy widmo nastraszyć nie zdołało, ponieważ pływa on do pustelni w biały dzień, a nocą, kiedy pojawia się Czarny Mnich, bywa już zazwyczaj nietrzeźwy i niczego się nie boi. Ale w cieśninie oddzielającej Kanaan od Wyspy Rubieżnej pojawia się też często pławowy, czyli człowiek, do którego obowiązków należy ustawianie pław, wyznaczających farwater i często zmieniających położenie wskutek działania prądów i wiatru. Ów pławowy nie jest mnichem, lecz pracownikiem najemnym. Mieszka w maleńkiej chatce na północnym, prawie niezaludnionym brzegu Kanaanu, z młodą żoną w daleko zaawansowanej ciąży. Ściślej biorąc – mieszkał, bo teraz chata jest pusta. Przedwczoraj o północy pławowego i jego żonę przebudziło głośne stuknięcie w szybę. W oknie, zalanym księżycowym światłem, zobaczyli czarny kaptur i od razu zrozumieli, kto do nich zawitał. Skamieniałym z przerażenia małżonkom nocny gość pogroził palcem, a potem tymże palcem, z rozdzierającym duszę zgrzytem, nakreślił coś na szybie (jak się potem okazało – krzyż – stary, ośmioramienny). Potem widmo znikło, ale kobieta pod wpływem wstrząsu poroniła, a kiedy mąż biegał w poszukiwaniu pomocy – zmarła nieszczęsna z upływu krwi. Pławowy zaś opowiedział władzom klasztornym o nocnym widzeniu i wziął się do zbijania dwóch trumien, jednej dla żony, drugiej dla siebie, powiedział bowiem stanowczo, że żyć dalej nie chce. Wieczorem wsiadł do łódki, wypłynął na środek jeziora i uwiązawszy sobie u szyi kamień, wskoczył do wody – z brzegu wielu to widziało. Topielca szukano, ale nie znaleziono, tak że druga trumna została niewykorzystana. Miasta teraz nie można poznać. To znaczy w dzień jest tak samo ludne jak przedtem, nikt z pielgrzymów nie spieszy się uciekać, ponieważ ciekawość i pociąg do tajemnicy są w ludziach silniejsze od rozsądku i strachu, ale nocą ulice całkiem wymierają. O Pustelni Wasiliskowej mówi się niedobrze. Powiadają tu, że nie ma straszniejszego miejsca niż takie, gdzie dawniej była błogość, ale się wytarła: opuszczony kościół, zbezczeszczony cmentarz, a już tym bardziej – przynosząca niegdyś zbawienie pustelnia. Wśród braci i miejscowej ludności nasila się przekonanie, że Orędownika trzeba posłuchać i pustelników z Rubieżnej wywieźć, bo inaczej Czarny Mnich rozzłości się jeszcze bardziej. Archimandryta przeszedł cały Kanaan z procesją i chatynkę pławowego pokropił wodą święconą, ale i tak w to miejsce nikt teraz nie chodzi. Ja, nawiasem mówiąc, zajrzałem tam (co prawda rankiem, przy słonecznym świetle). Widziałem