wyboru.
- Tak, zauważyłam - powiedziała, zirytowana jego arogancją, choć zdawała sobie sprawę, że hrabia celowo ją drażni. Najwyraźniej lubił jej ostre repliki, więc postąpiłaby niegrzecznie, gdyby nie spełniła jego życzenia. - Nie sądziłam, że człowiek o pańskiej reputacji ma tylu statecznych znajomych. Kilcairn skrzywił twarz. - Dlatego unikam ich, jak mogę. - Odchylił głowę i spojrzał na nią spod przymkniętych powiek. - Myślała pani o naszej porannej rozmowie? Po plecach przebiegł jej dreszcz. Przez cały dzień nie była w stanie myśleć o niczym innym. - Oczekuje pan odpowiedzi? - Zależy jakiej. No, Alexandro, przygotowuje pani urocze młode damy do małżeństwa, a sama nigdy się nad nim nie zastanawia? Nerwowe podniecenie przerodziło się w gniew. - Nie małżeństwo proponował mi pan dzisiaj rano, milordzie. - Istotnie. Mów mi Lucien. - Dlaczego? - Bo chcę usłyszeć, jak wymawiasz moje imię. Przybrała taką samą swobodną pozę jak hrabia, choć czuła się, jakby wyruszała do boju. - Myśli pan, że może dostać wszystko, czego zapragnie? Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. - Proszę mi powiedzieć coś, o czym jeszcze nie wiem. Wolałaby mieć więcej czasu na zastanowienie, ale patrzył tak, jakby zaraz miał się na nią rzucić, jeśli natychmiast nie odwróci jego uwagi. - Dobrze. Nie jest pan wcale taki cyniczny, za jakiego się pan uważa. Balfour otworzył jedno oko. - Proszę wyjaśnić to spostrzeżenie. - Żaden prawdziwy cynik nie byłby taki wybredny w kwestii małżeństwa. - Uważa pani, że jestem wybredny? - Bardzo. Oko się zamknęło. - Z iloma kandydatkami na żonę już pan rozmawiał? - Z trzema, łącznie z dzisiejszą. Czy to świadczy o braku cynizmu? Alexandra pozwoliła sobie na mały uśmieszek. - Tak. Dlaczego zadał pan sobie tyle trudu? - Bo nie chcę, żeby mojego dziedzica urodziła głupia gęś. - Prawdziwy cynik wszystkich uważa za głupich, własne dzieci również. Hrabia usiadł prosto. - Pani argument nie wytrzymuje krytyki. Szukam odpowiedniej żony, ponieważ leży to w moim interesie. - Zatem według pana istnieje dobra kandydatka na żonę? Balfourowi zadrgał mięsień na policzku. - Dobra do czego? Nie wyjaśniła pani tego szczegółu. - Oczywiście żeby zostać pańską żoną, towarzyszką, matką pańskich dzieci... - Dziecka - sprostował. - Jedno wystarczy. I nie potrzebuję towarzyszki życia. To by znaczyło, że sam sobie nie wystarczę, że czegoś mi brakuje. - Bo tak jest. - Tylko jeśli chodzi o rodzenie dzieci, moja droga. Alexandra przez chwilę mierzyła go wzrokiem. - Pan mnie prowokuje. Dyskusja nie jest uczciwa, jeśli wygaduje pan takie rzeczy tylko po to, żeby mnie zbić z tropu. - Zapewniam panią, że mówię poważnie. Jedyne co mnie rozprasza, to pani. - Ale według pana nie nadaję się do niczego poza rodzeniem dzieci... Potrząsnął głową.