Imogen.
- I tak nic się od tego nie zmieni. - Czy Karo skontaktowała się w końcu z rodzicami chłopaka? - spytał po paru dniach Karl przez telefon. - Nie. Wciąż obiecuje, ale jestem pewien, że obawia się reakcji Imogen. Przysięga, że teraz nie spuści jej z oka. - Czyli nic nie możesz zrobić. - Ta cała sprawa z jej córkami doprowadza mnie do szału - wyznał z goryczą Matthew. - Zdaje się, że nikt poza mną nie widzi, jakie 92 one są. To cholernie dobre aktorki, nawet Sylwia daje im się nabierać, Izabela, oczywiście, także. - Chloe musi znać prawdę - zauważył Karl. - Mówiłeś, że ostatnio zachowują się niegrzecznie również w jej obecności. - Karo nie zechce jej wypytywać. A jeśli nawet, to Chloe z poczucia lojalności wszystkiemu zaprzeczy. - Ale dla ciebie, kiedy jesteś z nią sam, nadal jest miła? - To prawda. Nie przysiągłbym, że jej nie grożą. Na linii zapadło chwilowe milczenie. - To chyba dość skrajne przypuszczenie, Matt. Usta Matthew zacisnęły się w wąską linię. - Czyli nawet ty mi już nie wierzysz? - Tego nie powiedziałem. Myślę, że znów napadła cię chandra. - Oględnie mówiąc. - Co mógłbym dla ciebie zrobić? - Prawie nic, poza tym, że pozwolisz mi upuścić nieco pary. No i uwierzysz w to, co mówię. - Oczywiście, że ci wierzę. Rozmowa z Ethanem nie wyglądała lepiej. Matthew od dłuższego czasu starał się przemilczać przed bratem fakt, że sprawy mają się coraz gorzej. Wprawdzie Ethan nie należał do tych, którzy wykrzyknęliby: „a nie mówiłem?!", ale Matthew do niedawna miał nadzieję, że znajdzie jakąś ścieżkę przez pole minowe swego zastępczego ojcostwa. Dłużej tak się nie dało. Ethan, przede wszystkim, wydawał się szczerze zmartwiony, choć bardziej samą sytuacją niż uczuciami brata. Każde słowo, jakie wypowiedział, miało w podtekście zawód. Fakt, że Matthew nie potrafi ułożyć sobie stosunków z pasierbicami, wyraźnie go rozczarował, a choć Ethan nie wytknął tego bratu wprost, nie miało to znaczenia. Przecież już wcześniej ostrzegał go przed braniem na siebie trudu wychowywania dzieci innego człowieka, a także przed małżeństwem na łapu-capu. Nie, nie powiedział: „co nagle, to po diable", ale wszystko jedno... A najgorzej, że w przeciwieństwie do Karla Ethan niezupełnie mu wierzył. - Nie mogą być aż tak złe, jak je opisujesz - odezwał się w pewnym momencie. - Kiedy cię słucham, przypominają mi się te horrory o dzieciach szatana. - Aż tak źle nie jest. - Matthew starał się podchwycić jego lekki ton. 93 - Mnie się wydaje, że to po prostu dwie nieszczęśliwe dziewczyny, które ledwie pogodziły się ze stratą ojca, gdy w ich życie wtargnąłeś ty. Nic nie zrozumiałeś.