zapach samej Malindy.
Spokojnie, Brannan, skarcił się Jack. Ona jest chora, zmęczona i bardzo wrażliwa. Już był prawie przekonany, że uda mu się oprzeć pokusie, kiedy palce Malindy znowu zaczęły wędrować po jego bluzie. Gorąco oblało całe jego ciało. JEDNA DLA PIĘCIU 131 - Malindo? - Tak? - odparła nieobecnym głosem. - Nie rób tego, kochanie. - Czego? Popatrzył na nią. Tym razem dwojgiem oczu. Spojrzenie, które napotkał, było gorące, rozmarzone i pełne pożądania. - Kochaj się ze mną, Jack - szepnęła. Jack próbował się odsunąć. - Nie mogę. - Nie mogę czy nie chcę? - zapytała przysuwając się Malinda. Kiedyś to samo pytanie Jack zadał jej. Wtedy przekonywał ją, że powinna robić to, co czuje. Teraz zamienili się rolami. - Nie chodzi o to, czy nie chcę, czy nie mogę - tłumaczył delikatnie. - Chodzi mi o ciebie. Jesteś przecież chora. Ułożyła mu się na piersi i uśmiechnęła figlarnie. - Czy wyglądam na chorą? Jack zrozumiał, co czuł doktor Frankenstein. Namawiając Malindę, by poddała się emocjom, stworzył potwora. - Nie - wyjąkał odwracając wzrok od jej nagich piersi widocznych w dekolcie. - Nie wyglądasz na chorą. Ale jesteś osłabiona. Doktor mówił, że powinnaś leżeć w łóżku. - Leżę w łóżku. - Ależ, Malindo - Jack cierpliwie próbował ją przekonać. - Ależ, Jack - przedrzeźniała go ze śmiechem i pocałowała w usta. - A więc to ja będę musiała się z tobą kochać. 132 JEDNA DLA PIĘCIU Palcami chwyciła dół jego bluzy i podciągnęła do góry. Jack natychmiast obciągnął ją z powrotem. - Malin... Malinda zamknęła mu usta pocałunkiem, potem usiadła na nim okrakiem, wciskając głęboko w pościel. Ramionami objęła go za szyję i poczuła mięśnie napięte bardziej niż guma od najlepszych podwiązek ciotki Hattie. - Jesteś spięty - skarciła go delikatnie i przysiadła mu na udach. Pięknie wymanikiurowanym paznokciem stukała się w policzek i patrzyła na niego uważnie. - Napięcie jest wynikiem powstrzymywania uczuć. Ciekawe, jakie uczucia powstrzymujesz?