odrywajac wzroku od robótki.
- Nie moge sie doczekac. - Wyobra¿am sobie. W tym tygodniu masz wizyte u chirurga, który cie operował, i u chirurga plastycznego. Jesli postanowia wyjac druty, od razu przejrza zeby, chocia¿ wyglada na to, ¿e nie powinno byc z tym problemów. - Panu niech beda dzieki za te drobne radosci. - Poczujesz sie jak nowa - oznajmiła Eugenia z usmiechem. Marla jednak nie czuła sie jak nowa, raczej jak przerobiona. Zupełnie jak samochód, który nadawał sie ju¿ tylko do złomowania, ale ktos, kto miał w tym swój cel, postanowił go uratowac, powstrzymała jednak cisnace sie na usta słowa, usiłujac jednoczesnie pozbyc sie wra¿enia, ¿e ktos nia manipuluje. Bo kto miałby to byc? I po co by to robił? Nie umiała odpowiedziec sobie na te pytania, ale chcac choc na chwile oderwac sie od nich, zaczeła bawic sie z synem. Dziecko jednak marudziło, a potem uderzyło w płacz. Fiona błyskawicznie przejeła inicjatywe, zabrała Jamesa i oswiadczyła, ¿e teraz czas na drzemke. I znikła, zanim Marla zda¿yła zaprotestowac. Zadzwonił telefon i po krótkiej chwili do pokoju weszła Carmen ze słuchawka w dłoni. - To do pani - powiedziała do Marli. - Pani Lindquist. 133 - Nie musisz odbierac - zaczeła Eugenia, ale mimo to Marla wzieła słuchawke z reki Carmen. - Halo? - wycedziła przez te idiotyczne druty unieruchamiajace jej szczeki. - Marla! Jestes w domu! - Usłyszała pełen entuzjazmu, kobiecy głos. W tle panował głosny zgiełk rozmów. - Na pewno miałas ju¿ dosc szpitala. Jak sie czujesz? - Jeszcze ¿yje. - Co? - Powiedziałam, ¿e dobrze - powtórzyła głosniej. - Przepraszam, jestem akurat w klubie. Straszny tu hałas, a twój głos brzmi jakos dziwnie. To te druty, tak? W ka¿dym razie chciałabym do ciebie wpasc. Kiedy moge przyjechac? - Kiedy chcesz - odparła Marla i katem oka dostrzegła, ¿e kaciki ust jej tesciowej opadły w wyrazie dezaprobaty. Eugenia pokreciła głowa i wzieła z koszyczka nowa pare drutów i kłebek koralowej włóczki. - Mo¿esz przyjmowac gosci? - Oczywiscie. Czemu miałaby nie móc spotkac sie ze swoimi przyjaciółmi? Eugenia przez chwile poruszała bezgłosnie ustami, liczac oczka, potem rozległo sie ciche stukanie drutów. - Te¿ jestem tego zdania, ale Alex był bardzo stanowczy. Mówił, ¿e nikomu nie wolno odwiedzac cie w szpitalu. Próbowałam, mówiac szczerze, ale nadziałam sie na jakiegos ochroniarza czy pielegniarza, prawdopodobnie członka Swiatowego Zwiazku Zapasników, czy jak to sie tam nazywa. W ka¿dym razie okazał sie bardzo skuteczny. Nie wpuscił mnie do ciebie. - Naprawde? - Marla spojrzała spod oka na Eugenie,